Tytułowa praca domowa budzi ostatnimi czasu różnorodne emocje i staje się częścią dyskursu niemalże politycznego, a zapewne społecznego – zarówno wśród rodziców, nauczycieli, jak i uczniów oraz władz – różnego szczebla.
Zatem pozwolimy sobie również na nasz komentarz w tej sprawie.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to skrajność opinii. Zadawać – i tu padają argumenty dlaczego należy zadawać prace domowe. Absolutnie nie zadawać – i tu także pojawiają się argumenty.
Aktualnie mamy różnorodne podglądy i różną praktykę – w niektórych szkołach np. tych z ruchu Budzących Się Szkół rezygnuje się niemal zupełnie z prac domowych; w innych – zależnie od upodobań nauczycieli: jedni zadają dużo i często, inni rzadko lub wcale; są też placówki, w których istnieje – nawet wpisana w statut – zasada niezadawania prac na weekendy, ferie i inne wolne dni. Media donosiły również o inicjatywach niektórych organów prowadzących, które odgórnie – w ramach innowacji – nakazywały niezadawanie prac domowych.
Niestety, wśród licznych prac naukowych nie ma zbyt wielu dowodów, aby praca domowa na etapie szkoły podstawowej miała jakieś kolosalne znaczenie dla efektów uczenia się. Natomiast zupełnie inaczej wypowiadają się badacze na temat prac dodatkowych (domowych) wykonywanych na etapie szkoły średniej – to już praca rozumiana jako świadome samokształcenie, rzeczywiście przynosi niebagatelne efekty. Tyle badacze.
Może jednak nim przyjrzymy się aktualnie używanym argumentom – zadawać – nie zadawać, ustalmy jakie bywają, a jakie powinny być ewentualne prace domowe czyli dodatkowe zadania, które w związku z edukacją szkolną wykonują uczniowie po zajęciach lekcyjnych. Niestety, rozpowszechnione w szkołach podstawowych (o zgrozo – również w przedszkolach) wszelkiego rodzaju zeszyty ćwiczeń lub książki pomocnicze z wykropkowanymi miejscami do uzupełniania to najczęstsza praca domowa. Taka niczego nie uczy, niczemu nie służy, stanowi absolutnie niepotrzebne obciążenie dziecka. Już słyszę głosy nauczycieli edukacji wczesnoszkolnej – kształtowanie pisma, nawyku pracy – owszem, ale te umiejętności można kształtować w zupełnie inny, zdecydowanie ciekawszy, kreatywny sposób. Niektórzy argumentują – tu często pojawiają się nauczyciele języków obcych, że bez wkładu dodatkowego pracy własnej nie mam możliwości opanowania języka obcego, zatem prace domowe być muszą. Inna praktyka to wykonywanie w domu zadań, których nauczyciel nie zdążył zrobić na lekcji, bo…i tu padają argumenty o obszerności podstawy programowej. To też nie sposób na prace domową! „Nie zdążył na lekcji” oznacza, że nie potrafił specjalista (z kwalifikacjami pedagogicznymi, profesjonalista od uczenia) odpowiednio zaplanować procesu lekcyjnego. Jeśli zajęcia byłyby tak ciekawe i atrakcyjne, uruchamiające motywacje wewnętrzną ucznia, zadawanie czegokolwiek nie byłoby potrzebne. Zainspirowany uczeń sięgałby sam po dodatkowe informacje, zadania ćwiczenia, aby dowiedzieć się/ sprawdzić/ poszukać/ kolejnych możliwości czy rozwiązań. Znowu powiedzą nauczyciele – to niemożliwe – uczniowie się nie uczą, mają niską motywację, brak zainteresowań. No cóż, stworzyliśmy system, w którym uczymy się w szkole dla … stopnia a nie wiedzy i kompetencji! I dopóki stopień/ cyfra / będzie odnosił się do pracy ucznia, nie ma mowy o budowaniu motywacji wewnętrznej.
Zatem może problem nie leży w pracy domowej a środek ciężkości dyskusji – z hasła zadawać/ nie zadawać należy przenieść na ocenianie czy też nadmierną obszerność (niezaprzeczalnie!) podstawy programowej?
Zapewne chcielibyśmy – dokładając swój głos w dyskusji dotyczącej pracy domowej – napisać następujące refleksje:
- niech o pracy domowej decydują ci, którzy muszą zrealizować określone edukacyjne cele – uczniowie i nauczyciele;
- nauczycielu, jeśli zamierzasz zadać, to pomyśl, ile godzin twój uczeń spędza w szkole; czy po lekcjach z twoją zadaną praca będzie miał czas na odpoczynek, spotkanie z kolegami lub rozwój swoich pasji?
- przemyśl, w jakiej atrakcyjnej formie/ obszerności/ rodzaju – może być ta praca – zostaw uczniom wybór;
- przemyśl, czy rzeczywiście zadana prac ma sens i czy uczeń jest w stanie ją wykonać samodzielnie;
- przemyśl, czy istnieje uzasadniona potrzeba zadania takiej pracy,
- planuj swoją prace na lekcjach tak, by dodatkowa – ta domowa nie była niezbędna;
- przemyśl, czy jest inny sposób na utrwalenie/ powtórzenie/ poszerzenie …i realizacje celów, jaki zakłada szkolna edukacja? A przy okazji – znasz te cele? Integralny, wszechstronny rozwój młodego człowieka, tak by radził sobie w otaczającej/ zmiennej rzeczywistości! Czy zadana przez ciebie prac, przybliża ucznia do osiągniecia takich celów?
- jeśli już nauczycielu zadałeś – to sprawdź tę pracę i udziel uczniowi informacji zwrotnej.
Uważamy również, że dużo do zrobienia ma tutaj organizacja pracy szkoły – cicha sala do pracy własnej w ramach świetlicy; kąciki pracy w bibliotece, świadomie zorganizowany tutoring rówieśniczy lub po staremu pomoc koleżeńska i rzeczywiście sensownie wykorzystane godziny dostępności (niezależnie od nazwy). A do tego koła zainteresowań (znowu – niezależnie od nazwy), gdzie można tworzyć, eksperymentować, sprawdzać i ćwiczyć.
Ponadto stały kontakt i płynna komunikacja z rodzicami – jak wygląda organizacja życia domowego, ile czasu dziecku zajmuje nauka w domu, jakiej pomocy potrzebuje i co można z tym zrobić; jak wspierać konkretnego ucznia.
Może jeszcze na koniec pozwólmy sobie na pewną konkluzję: szanujemy wolny czas dziecka, spędzany w domu rodzinnym, szczególnie w okresie weekendów, świat – powinien być rzeczywiście wolny od szkoły – ćwiczeń, zadań, plakatów, do których jakże często wykonania angażuje się cała rodzina (gdzie tu sens i logika? gdzie tu dbałość o zdrowie psychiczne i tak popularny work-balance?). Ale jednocześnie nie wylejmy dziecka z kąpielą – odgórnym zakazem pracy domowej, niezależnie od potrzeb, możliwości, specyfiki zajęć i etapu edukacyjnego. Przytoczmy arystotelejską zasadę, którą warto stosować w życiu: złoty środek.