Od dłuższego już czasu mocno akcentowany jest temat wzrostu różnorodnych zaburzeń emocjonalnych, depresyjnych, lekowych u dzieci i młodzieży, jako skutek pandemii i edukacji na odległość. Powrót do stacjonarnej szkoły, pozwala nam, nauczycielom bliżej przyjrzeć się funkcjonowaniu uczniów, ich zachowaniu, słowom, relacjom z rówieśnikami oraz z dorosłymi. I zapewne niejeden uważny obserwator wyróżni w grupie uczniów, tych którzy potrzebują dodatkowej wspierającej rozmowy, pomocy psychologicznej czy też leczenia psychiatrycznego. Poniekąd wszystko można „zwalić” na pandemię, ale czy tylko? Skąd bierze się depresja u dzieci i młodzież? Czy obecna szkoła też przykłada do jej powstania swoją niechlubną cegiełkę?
Spróbujemy na to pytanie odpowiedzieć i w tym celu pozwolę sobie przytoczyć fragmenty tekstu Wojciecha Eichelbergera.
Autorytet i sława psychoterapii, wymienia 10 przyczyn depresji – których nie wiąże się z okresem pandemii – naszych uczniów:
- Opresyjny i anachroniczny system szkolny.
- Deficyt otwartego, szczerego i wolnego od presji kontaktu z rodzicami.
- Deficyt bezpośrednich, przyjacielskich, kooperacyjnych, wolnych od presji, współzawodnictwa, lansu i ryzyka hejtu, kontaktów z rówieśnikami.
- Deficyt ruchu w połączeniu ze szkolnym stresem.
- Deficyt energii życiowej – nadmiar obowiązków przy niedoborze snu.
- Deficyt rekreacyjnego kontaktu z przyrodą.
- Chciwość, hipokryzja, agresja i bezradność dorosłych, wśród których próżno szukać autorytetów.
- Rozczarowanie pieniądzem i konsumpcją jako źródłem sensu i treści życia.
- Kumulacja poczucia zagrożenia – świat jawi się jako miejsce przemocy, traumy, dramatów i katastrof.
- Brak zachęcającego, optymistycznego wyobrażenia przyszłości i wzorca dorosłości.
To kwintesencja świata, w jakim przychodzi żyć dzisiejszym nastolatkom. Oczywiście nie na wszystko mamy wpływ w szkole. Nie dźwigamy na sobie całej odpowiedzialności za losy świata. Refleksja jednak jest potrzebna każdemu, a szczególnie tym, którzy mienią się pedagogami.
Co zatem może zrobić indywidualny nauczyciel, aby chociaż w niewielkim zakresie, na swoim małym podwórku pomóc choćby jednemu dziecku?
Nim zadasz pracę domową, pomyśl – czy jest niezbędna, czego uczy, do czego przygotowuje, ile wymaga czasu i zaangażowania, czy jest dla ucznia atrakcyjna, motywująca, możliwa do wykonania. Zadaj raczej obowiązkowy spacer do parku czy lasu; policzenie drzew rosnących przy drodze do domu; wizytę u kolegi czy koleżanki; wysłuchanie ulubionej piosenki. A może myślenie o niczym lub dodatkową godzinę snu czy samotności? Daj przestrzeń na własne zainteresowania, pasje lub zwykłą nudę albo pomóż uczniowi tę pasję wykształcić, odszukać…
Uważnie przeanalizuj czy znajomość tego konkretnego faktu, tabeli, regułki, nazwiska, terminu i daty, jest niezbędna, i rzeczywiście przygotowuje Twego ucznia do życia? Czy pozwala mu oswoić rzeczywistość? Czy ułatwi zrozumienie podstawowych procesów, przyczyn, skutków? Zrozumienie siebie i świata wokół nas? Czy rzeczywiście jest tak, jak to zapisano w podstawie programowej kształcenia ogólnego „Najważniejszym celem kształcenia jest dbałość o integralny rozwój biologiczny, poznawczy, emocjonalny, społeczny i moralny ucznia”?
Wymagasz posłuszeństwa, stawiasz zasady, oczekujesz przestrzegasz reguł, bo są ważne, społecznie potrzebne i uzasadnione? Bo chronią zdrowie i życie czy tylko pokazują Twoją nauczycielską pozycję? Służą wyłącznie Tobie, nie uczniowi?
Zanim wydasz polecenie, pomyśl – czy jest ważne, czy jest potrzebne, czemu służy…
Zanim sformułujesz pytanie…Czy pytasz, bo jesteś zainteresowany uczniem, jego przeżyciami, myślami, emocjami? Pytasz, bo jesteś ciekawy jego świata? Pytasz, by usłyszeć jego odpowiedź, czy raczej gotową formułkę, jakiej oczekujesz? Pytasz, bo chcesz pomóc, chociaż nie zawsze możesz? Jesteś nastawiony na empatyczne słuchanie i zrozumienie czy zawsze masz rację?
Ech, daleko odeszły te refleksje od tekstu Wojciecha Eichelbergera… Ale są za to blisko tej często opresyjnej i anachronicznej szkoły – opresyjnej i anachronicznej z mocy nauczycieli.
A uczniów z zaburzeniami depresyjnymi przybywa, zaś psychiatrów dziecięcych niestety nie. Zatem zanim będzie w niektórych przypadkach za późno, pomyśl Nauczycielu, co możesz zrobić Ty sam.